Jestem osobą łakomą, z tych co to jedzą, dopóki dna w pudełku nie zobaczą. Uwielbiam wszelkie słodycze, czekoladę i ciastka i właściwie wszystkie te atrakcje, i zawsze w sytuacji gdy coś słodkiego jest dostępne - okazuje się, że mam żołądek bez dna.
I jest to cecha, nad którą nie mogę zapanować.
Całe szczęście do kompletu mam jeszcze drugą właściwość, pozytywną.
Mianowicie zupełnie nie mam parcia na kupowanie tych przyjemności, w sklepach przechodzę spokojnie obok półek ze słodyczami, nie sięgam po nie i nie czuję potrzeby wkładania czegokolwiek do wózka.
Ta druga cecha zapewnia mi względnie stabilną wagę, na zasadzie, że nie kupuję i nie jem.
Moje łakomstwo jest ograniczone do tu i teraz, nie zdarzyło mi się chyba wyjść z domu żeby kupić coś słodkiego. Działam według reguły: jest to jem, nie ma to nie jem.
Problem w tym całym układzie jest jeden:
jak w każdym domu, dobrze jest mieć coś słodkiego na wypadek gości.
I otóż, ja tego nie potrafię.
Od przeprowadzki próbuję różnych sposobów uszlachetniania charakteru, tłumaczę sobie raz łagodnie, a potem bardziej dosadnie, że to co w szafce w rogu, to nie do ruszenia.
Nic z tego. Nie działa.
Zjadam od razu, potem kupuję coś, żeby był zapas, zaraz go wyjadam do spodu i tak w kółko.
Bez nadziei na zmianę, tylko przytyłam ostatnio parę kilo.
I oto wczoraj, zupełnie niespodziewanie - znalazłam rozwiązanie!
Moje mieszkanie jest w starym budownictwie.
(wiem, stare to pojęcie względne, u mnie to oznacza tuż przed drugą wojną).
A stare budownictwo ma tę cechę, że jest dużo wyższe niż wielka płyta.
I w tym właśnie mój ratunek.
Mam szafę, taką do sufitu. Do najwyższej półki nie dostaję nawet czubkami palców.
Wróciłam wczoraj z zakupami, między innymi nabyłam różne przyjemne słodkości dla ewentualnych gości i wbrew rozsądkowi już zaczęłam planować, co tu sobie napocznę jako pierwsze.
I nagle, bez żadnego planu, wzięłam owe pudełka i wrzuciłam je na górę, na tę najwyższą półkę.
Wylądowały dość głęboko i leżą sobie bezpiecznie.
Oczywiście mam drabinę.
Oraz stołek.
Tylko cały dowcip w tym, że nie ma mowy, żebym na cokolwiek wlazła, hehe.
Tydzień temu zaczęłam brać lekarstwa na polineuropatię, nawet trochę działają, więc jestem przeszczęśliwa, że ciut lepiej chodzę. Natomiast jest jeden efekt uboczny.
Zawroty głowy.
I to nie takie jakieś delikatne coś, nie, nie!
Porządnie wirujący świat jak na całkiem porządnym rauszu.
Chwilami się uspokaja, ale to tylko chwilami.
O drabinie mowy nie ma!!!
I co?
i wszystko jest nareszcie pod kontrolą.
A jak przyjdą goście, to któreś z nich wejdzie na drabinę, wybierze co im się podoba i będziemy się gościć miło i przyjemnie!!!
I powiem jeszcze, że od momentu gdy te słodycze wylądowały pod sufitem zupełnie nie czuję potrzeby ich spróbowania. Nie prześladuje mnie myśl, że coś w domu jest i trzeba się tym zająć. Skoro niedostępne, to mój umysł uznał, że nie ma się co angażować.
A drabina na bezrobociu załapała się choć na niewielką fuchę:
PS. ta polineuropatia to uszkodzenie i zanikanie nerwów obwodowych, u mnie prawdopodobnie to odległy efekt uboczny chemii, a w praktyce oznacza to, że coraz gorzej chodzę i coraz mniej sprawne mam ręce. Sprawa jest postępująca, więc niesamowicie cieszę się, że te lekarstwa coś jakby pomagają :) :) :)
Dobrze, że leki działają. Oby tak dalej. Ja za słodkim nie przepadam, zdecydowanie wolę słone przekąski typu paluszki - mogę zjeść w każdej ilości.
OdpowiedzUsuńA drabina ma bardzo fajną fuchę ;)
Pozdrawiam
Leki działają tak sobie, jak to z cięższymi chorobami - od razu są i skutki uboczne, ale nie jest źle, daję radę i cieszę się z tego!
Usuńostatnio to i słonymi nie gardzę, zasysam wszystko, co się trafi :)
Zgadzam się z Iskierką- dobrze ze leki są dobrze dobrane i działają. Ze słodyczami postępuję identycznie , tyle ze moje stare budownictwo to przedwojenna, ale niestety niska, góralska chata 🙂🙂🙂
OdpowiedzUsuńDziękuję!
Usuńa masz może strych? albo piwnicę?
ale znalazłas fajny sposób, chociaż współczuję w chorobie....
OdpowiedzUsuńja nie jem wcale słodyczy bo mam cukrzycę .... i też fajnie....
pozdrawiam i życzę zdrowia
Oj, cukrzyca to bardzo przykra choroba, właśnie przez tę niemożność podjedzenia sobie tak bez ograniczeń.
UsuńWiem, da się, ale odpada jedna z przyjemności tego świata :)
pozdrawiam wzajemnie!!!