Siedzę sobie w poczekalni do onkologa, wszyscy tłoczą się przy drzwiach, a ja sobie siedzę trochę z boczku. Patrzę przed siebie i tak mi myśli leniwie płyną o niczym. Aż w pewnej chwili zauważam, co mam przed sobą. Rząd krzeseł (wyczekałam, aż będą wszystkie puste, żeby zrobić zdjęcie) i białą ścianę.
Choć nie do końca białą.
Najpierw szarpnął mną śmiech.
A potem refleksja.
Coś tak jakby społeczeństwo włosów nie myło ... ???
I jakoś przestałam się leniwie opierać o ścianę i wyprostowałam sylwetkę. Heh.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz