kto pamięta? autora chociaż?
no dobrze, powiem od razu - Jan Kochanowski.
Post będzie z serii tych do pośmiania się :)
Moja mama chodziła do liceum dla pracujących. W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku.
Czasy były ciężkie, to każdy wie.
Klasa robotnicza, lud pracujący miast i wsi - u nas to w zdecydowanej większości wsi właśnie - dochrapawszy się kierowniczych stanowisk potrzebował uzupełnić wykształcenie.
Moja mama dla odmiany potrzebowała pracować i stąd liceum dla pracujących.
W klasie miała różnych kolegów, starszych od niej i na stanowiskach.
Ona im podpowiadała z polskiego i matmy, oni jej z wiedzy politycznej.
I tak sobie współpraca trwała.
Ale nie o współpracy będzie moja opowieść, a o lekcji języka polskiego.
Czasy były takie, że zadawało się do domu uczenia wierszy na pamięć.
Tak zupełnie naturalnie i normalnie.
Nauczyciel od polskiego był starej przedwojennej daty i lubił ten sposób nauczania.
Zadał do domu wyuczyć się na pamięć Kochanowskiego 'Pieśń Świętojańską o Sobótce'.
Nie całą, oczywiście. Tylko ostatnią pieśń, Panny XII.
Zaczyna się tak:
Wsi spokojna, wsi wesoła!
Który głos twej chwale zdoła?
Kto twe wczasy, kto pożytki
Może wspomnieć zaraz wszytki?
No i na następnej lekcji wezwał do tablicy tego kolegę mojej mamy, z którym sobie wzajemnie podpowiadali.
Wyszedł pan sekretarz lokalnej komórki partyjnej na środek i rozpoczął z namaszczeniem:
WISI spokojna, WISI wesoła ...
I urwał na widok miny nauczyciela.
A ten popatrzył się na niego przeciągle i po chwili skomentował:
Że wisi spokojna to rozumiem.
Ale dlaczego wesoła???
Przypomina mi się ta historia za każdym razem, gdy trafi mi się jakiś wiejski klimacik.
Ostatnio często, gdyż jeżdżę na skróty do klasztoru na koncerty organowe i po drodze mam taki malutki fragmencik, który może nie do końca jest wiejskim krajobrazem, ale po deszczu (a tego w tym roku wybitnie nie brakuje) pachnie tam dokładnie tak samo, jak u mojej cioci na wsi na Żuławach.
Taka mieszanka dużej wilgotności, mokrej ziemi i mokrej roślinności. Wciągam to ciężkie powietrze i od razu przypomina mi się przyprowadzanie krów z pastwiska lub pielenie buraków.
PS. Skrótem jeżdżę rowerem oczywiście :)