Mój główny blog to blog robótkowy, a tutaj będzie wszystko, co z robótkami nie związane.

niedziela, 19 sierpnia 2018

36. Pieśń Świętojańska o Sobótce

kto pamięta? autora chociaż?
no dobrze, powiem od razu - Jan Kochanowski.

Post będzie z serii tych do pośmiania się :)

Moja mama chodziła do liceum dla pracujących. W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku.
Czasy były ciężkie, to każdy wie.
Klasa robotnicza, lud pracujący miast i wsi - u nas to w zdecydowanej większości wsi właśnie - dochrapawszy się kierowniczych stanowisk potrzebował uzupełnić wykształcenie.
Moja mama dla odmiany potrzebowała pracować i stąd liceum dla pracujących.

W klasie miała różnych kolegów, starszych od niej i na stanowiskach.
Ona im podpowiadała z polskiego i matmy, oni jej z wiedzy politycznej.
I tak sobie współpraca trwała.

Ale nie o współpracy będzie moja opowieść, a o lekcji języka polskiego.
Czasy były takie, że zadawało się do domu uczenia wierszy na pamięć.
Tak zupełnie naturalnie i normalnie.
Nauczyciel od polskiego był starej przedwojennej daty i lubił ten sposób nauczania.

Zadał do domu wyuczyć się na pamięć Kochanowskiego 'Pieśń Świętojańską o Sobótce'.
Nie całą, oczywiście. Tylko ostatnią pieśń, Panny XII.
Zaczyna się tak:
Wsi spokojna, wsi wesoła!
Który głos twej chwale zdoła?
Kto twe wczasy, kto pożytki
Może wspomnieć zaraz wszytki?

No i na następnej lekcji wezwał do tablicy tego kolegę mojej mamy, z którym sobie wzajemnie podpowiadali.
Wyszedł pan sekretarz lokalnej komórki partyjnej na środek i rozpoczął z namaszczeniem:
WISI spokojna, WISI wesoła ...

I urwał na widok miny nauczyciela.

A ten popatrzył się na niego przeciągle i po chwili skomentował:
Że wisi spokojna to rozumiem.
Ale dlaczego wesoła???

Przypomina mi się ta historia za każdym razem, gdy trafi mi się jakiś wiejski klimacik.
Ostatnio często, gdyż jeżdżę na skróty do klasztoru na koncerty organowe i po drodze mam taki malutki fragmencik, który może nie do końca jest wiejskim krajobrazem, ale po deszczu (a tego w tym roku wybitnie nie brakuje) pachnie tam dokładnie tak samo, jak u mojej cioci na wsi na Żuławach.
Taka mieszanka dużej wilgotności, mokrej ziemi i mokrej roślinności. Wciągam to ciężkie powietrze i od razu przypomina mi się przyprowadzanie krów z pastwiska lub pielenie buraków.




PS. Skrótem jeżdżę rowerem oczywiście :)












piątek, 17 sierpnia 2018

35. Bo piękno na to jest by zachwycało

Ma Norwid rację.
Takie małe coś, a za każdym razem gdy mi oko do niego zawędruje - zachwyca.
Powiem więcej.
Zachwyca do tego stopnia, że specjalnie zerkam co chwilę.

I taki balsam spływa na serducho.
Że jest piękno na tym świecie, i tak łatwo je zdobyć.
Wystarczy rękę wyciągnąć.
W przenośni.
I dosłownie.

No może jeszcze wspiąć się na palce czasami :)))

A że ja ostatnio cienias ze skokami nastroju, to każdy balsam na serducho mile widziany.



PS. tak znowu źle nie jest, pewna niestabilność po prostu.


wtorek, 31 lipca 2018

34. Humor onkologiczny 2

Tak sobie siedzę i myślę, że coś nie tak się dzieje z moim postrzeganiem świata - przez tak długi okres czasu nie zauważyłam wokół mnie nic na tyle ciekawego, żeby o tym napisać.
A przecież dzieje się sporo.
Na przykład coś takiego:

sobota, 9 czerwca 2018

33. W sobotę.

To taki dzień tradycyjnie przeznaczony na sprzątanie, porządkowanie, zakupy itd.
U nas dodatkowo właśnie w soboty odbywa się rynek (targ, bazar) i tym bardziej skłania do aktywności.

Jakoś tak się składa, że ja zawsze słabo wypadałam w tych wszystkich pracach gospodarskich.
Nie miałam do nich ani za dużo serca serca, ani talentu.
A już teraz przy kiepskiej kondycji fizycznej zupełnie mnie nie nęcą.

Bardzo natomiast lubię sobotnie wyprawy do kawiarni.

czwartek, 31 maja 2018

32. Jak się pacjent uprze ...

to nawet medycyna jest bezsilna.
Tak mówi stary dowcip, i dotyczy tych pacjentów, którzy idą w zaparte i wbrew wszystkiemu, a zwłaszcza wysiłkom i opinii lekarzy - zdrowieją.

Ja też się do tego dowcipu stosuję, ale tak jakoś tylko połowicznie.

wtorek, 29 maja 2018

31. Humor onkologiczny 1

Uprzedzam, że to będzie humor z gatunku czarnych.
Mnie osobiście to śmieszy.
No ale ja jestem wewnątrz, w tej rzeczywistości onkologicznej, oswajanej od ponad dziesięciu lat, i w związku z tym mam inną perspektywę i inne spojrzenie.
Takie, które nauczyło się śmiać z własnych braków, nieudaczności i szukać we wszystkich aspektach chorowania czegokolwiek, w czym można znaleźć radość. Taki czysty, prosty śmiech od serca. Często oparty na absurdzie lub abstrakcyjnym myśleniu.

Natomiast osoby z zewnątrz mogą to odbierać zupełnie inaczej i wcale nie pozytywnie.
Dlatego ostrzegam, klikacie w 'czytaj dalej' na własną odpowiedzialność.

piątek, 25 maja 2018

30. Wygrałam milion

Okres wycieczkowy, szkoła pustoszeje.
Zazwyczaj na wycieczki jeździ się całą klasą, ale zawsze w takiej klasie trafi się ktoś, kto nie jedzie.
Przyczyn jest mnóstwo:
może mieć na przykład chorobę lokomocyjną
albo inne problemy zdrowotne,
albo ostatnio taki delikwent podpadł rodzicom i nie ma pozwolenia na rozrywki,
albo jeszcze coś innego.